„Na co może uskarżać się człowiek, póki żyje? Niech się uskarża na swoje
grzechy!”
Treny 3:39
Kiedy zapytasz obcokrajowców o ich samopoczucie, z reguły odpowiedzą:
dobrze, wspaniale. Odpowiedzi naszych rodaków nie będą już tak optymistyczne. Częściej
usłyszymy, że niestety nie za dobrze lub że mogłoby być lepiej. Nie znaczy to
wcale, że wszystkim tym ludziom naprawdę wiedzie się źle. Czynią jednak wrażenie,
jakby nie wypadało cieszyć się z tego, co mają, ze swoich sukcesów, codziennych
radości. Nie bez podstawy mówi się, że narzekanie jest polską specjalnością. Owszem,
w życiu czasami bywa trudno i na ludzi spadają kłopoty. W takich dniach skargi
będą zasadne, lecz musimy przyznać, że do wielu z tych problemów doprowadziliśmy
my sami. Może nie dbaliśmy dostatecznie o swoje zdrowie, zachowywaliśmy się
lekkomyślnie, łamaliśmy prawo czy nie szanowaliśmy swoich bliskich, a potem głośny
lament, gdy trzeba ponieść tego konsekwencje. Bóg nas zasmuca, przekonując o
grzechach, aby móc nas rozradować, gdy je wyznamy. Jednak bez względu na to,
czy owe utrapienia są zawinione przez nas, czy dotknęły nas niezasłużenie,
przesadne żalenie się na los zawsze kojarzyć się będzie z brakiem wiary i nadziei.
Wiecznie narzekający człowiek nie zna dobrego Boga, pełnego miłości do nas oraz
zapomina o licznych dobrodziejstwach, jakich dzięki Niemu zaznał. Boże
obietnice są większe, niż przeciwności życiowe, więc uchwyćmy się Jego Słowa,
zamiast „dosmucać się” i pozbawiać nadziei. Powtarzajmy za psalmistą Dawidem: „Wierzę nawet wtedy, gdy mówię: Jestem bardzo
strapiony.”.
„Niektórym zdaje się, że dźwigają krzyż, choć naprawdę płacą za własne
błędy.”
/C.E. Weigall/