"Abyśmy byli sługami nowego przymierza, nie litery, lecz ducha, bo
litera zabija, duch zaś ożywia."
2 Kor. 3:6
"Pewien młody Europejczyk wyjechał na Daleki Wschód i zakochał się po uszy w pięknej Chince. Wróciwszy do domu, czekał z utęsknieniem na jakiś list od ukochanej. Po jakimś czasie przyszedł rzeczywiście wyczekiwany list - jednak napisany chińszczyzną. Młodzieniec nic z tego nie zrozumiał, ale wiedział, że jest to znak odwzajemnionej miłości. Poświadczył mu to zresztą tłumacz przysięgły. Pośrednictwo trzeciej osoby nie było jednak najwygodniejszym rozwiązaniem, więc zaczął sam studiować język chiński. Miłość pchała go do szybkiego postępu w nauce. I w istocie już po paru latach mógł swobodnie odczytywać chińskie znaki. Ale nasz Europejczyk tak się rozmiłował w tym egzotycznym języku, że wkrótce został profesorem i docentem na katedrze literatury chińskiej. Niestety, w tym czasie zdążył zapomnieć o zasadniczej przyczynie nauki owego obcego języka. No cóż? Zakochał się w literze, a zapomniał o sercu; oddał się nauczaniu, a przestał być tym, który kocha."
/za S. Kierkegaard'em/
