„Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego
Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie
wieczne.”
Ew. Jana 3:16
Pewien człowiek miał żonę, która mimo
jego pogardliwych komentarzy, usiłowała wychować dzieci w wierze
chrześcijańskiej. W któreś śnieżne święta Bożego Narodzenia, zabierając dzieci
do kościoła, zachęcała i jego do pójścia z nimi. Odmówił, argumentując: „Bóg
miałby przyjść na ziemię jako człowiek? To jest śmieszne!”. Pozostał w domu. Tymczasem
na dworze rozpętała się silna śnieżyca. Wtem człowiek ten usłyszał głośne grzmotnięcie,
coś uderzyło w okno jego domu. I znowu. Wyjrzał przez okno, lecz nic nie było
widać. Gdy zawierucha zelżała, wyszedł na zewnątrz zobaczyć, co to było.
Niedaleko domu, na polu, zobaczył stadko dzikich gęsi. Odlatując na południe
zostały zaskoczone przez śnieżycę. Zgubiły się i osiadły na jego farmie, bez
jedzenia i ochrony, krążyły nisko wokół jego pola, na oślep i bez celu. Zdaje
się, że kilka z nich uderzyło w jego okno. Zrobiło mu się ich żal i pomyślał,
że stodoła byłaby teraz świetnym miejscem dla gęsi. Jest ciepła i bezpieczna;
mogłyby przeczekać tam noc. Wyszedł więc i otworzył drzwi stodoły na oścież,
lecz gęsi nadal trzepotały się bez celu i zdawały się nie widzieć stodoły, ani
tego, że byłaby dla nich ratunkiem. Wtedy usiłował zwrócić ich uwagę na siebie,
lecz one wystraszyły się i odleciały dalej. Poszedł więc do domu, przyniósł
trochę chleba i wyznaczył okruchami drogę prowadzącą do stodoły. Gęsi nic.
Człowiek denerwował się coraz bardziej i chciał popędzić je wprost do stodoły,
lecz wtedy gęsi przeraziły się i rozbiegły na wszystkie strony. Nic nie było w
stanie skierować ich w bezpieczne miejsce. „Czemu one nie rozumieją, że ja chcę
im pomóc?”, pytał siebie. Pomyślał chwilę i zdał sobie sprawę z tego, że dzikie
gęsi nie pójdą za człowiekiem. „Gdybym był gęsią, to mógłbym je uratować!”, pomyślał.
Wówczas wpadł na pewien pomysł. Wszedł do stodoły i wziąwszy na ramiona jedną
ze swoich gęsi, obszedł stadko dzikich gęsi. Kiedy ją puścił, gęś przeleciała przez
stadko prosto do stodoły. Dopiero wtedy dzikie gęsi, jedna po drugiej, podążyły
za nią. Człowiek stał chwilę cicho, gdy nagle jego wcześniejsza myśl odezwała
się ponownie: „Gdybym był gęsią, mógłbym je uratować!”. Momentalnie skojarzył sobie
te słowa z tymi, które wyrzekł do żony: „Dlaczego Bóg miałby chcieć być taki jak
my?”. Nagle wszystko nabrało sensu: przecież właśnie to uczynił Bóg! Byliśmy
jak te dzikie gęsi, zgubieni i ginący. To dlatego Bóg dał Swego Syna, który
stał się takim jak my, aby pokazać nam drogę i nas uratować. Taki więc był sens
narodzin Chrystusa! W miarę, jak śnieżyca wyciszała się, człowiek uspakajał się
i rozmyślał nad tą cudowną myślą. Lata wątpliwości i niewiary znikły jak
przechodząca burza. Padł na kolana i modlił się swą pierwszą modlitwą: „Dzięki
Ci, Boże, że przyszedłeś w ludzkiej postaci, aby wyciągnąć mnie z mroku i
wskazać ratunek!”.
/Autor nieznany/
