środa, 24 grudnia 2025

Ew. Jana 3:16



„Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.”
Ew. Jana 3:16

Pewien człowiek miał żonę, która mimo jego pogardliwych komentarzy, usiłowała wychować dzieci w wierze chrześcijańskiej. W któreś śnieżne święta Bożego Narodzenia, zabierając dzieci do kościoła, zachęcała i jego do pójścia z nimi. Odmówił, argumentując: „Bóg miałby przyjść na ziemię jako człowiek? To jest śmieszne!”. Pozostał w domu. Tymczasem na dworze rozpętała się silna śnieżyca. Wtem człowiek ten usłyszał głośne grzmotnięcie, coś uderzyło w okno jego domu. I znowu. Wyjrzał przez okno, lecz nic nie było widać. Gdy zawierucha zelżała, wyszedł na zewnątrz zobaczyć, co to było. Niedaleko domu, na polu, zobaczył stadko dzikich gęsi. Odlatując na południe zostały zaskoczone przez śnieżycę. Zgubiły się i osiadły na jego farmie, bez jedzenia i ochrony, krążyły nisko wokół jego pola, na oślep i bez celu. Zdaje się, że kilka z nich uderzyło w jego okno. Zrobiło mu się ich żal i pomyślał, że stodoła byłaby teraz świetnym miejscem dla gęsi. Jest ciepła i bezpieczna; mogłyby przeczekać tam noc. Wyszedł więc i otworzył drzwi stodoły na oścież, lecz gęsi nadal trzepotały się bez celu i zdawały się nie widzieć stodoły, ani tego, że byłaby dla nich ratunkiem. Wtedy usiłował zwrócić ich uwagę na siebie, lecz one wystraszyły się i odleciały dalej. Poszedł więc do domu, przyniósł trochę chleba i wyznaczył okruchami drogę prowadzącą do stodoły. Gęsi nic. Człowiek denerwował się coraz bardziej i chciał popędzić je wprost do stodoły, lecz wtedy gęsi przeraziły się i rozbiegły na wszystkie strony. Nic nie było w stanie skierować ich w bezpieczne miejsce. „Czemu one nie rozumieją, że ja chcę im pomóc?”, pytał siebie. Pomyślał chwilę i zdał sobie sprawę z tego, że dzikie gęsi nie pójdą za człowiekiem. „Gdybym był gęsią, to mógłbym je uratować!”, pomyślał. Wówczas wpadł na pewien pomysł. Wszedł do stodoły i wziąwszy na ramiona jedną ze swoich gęsi, obszedł stadko dzikich gęsi. Kiedy ją puścił, gęś przeleciała przez stadko prosto do stodoły. Dopiero wtedy dzikie gęsi, jedna po drugiej, podążyły za nią. Człowiek stał chwilę cicho, gdy nagle jego wcześniejsza myśl odezwała się ponownie: „Gdybym był gęsią, mógłbym je uratować!”. Momentalnie skojarzył sobie te słowa z tymi, które wyrzekł do żony: „Dlaczego Bóg miałby chcieć być taki jak my?”. Nagle wszystko nabrało sensu: przecież właśnie to uczynił Bóg! Byliśmy jak te dzikie gęsi, zgubieni i ginący. To dlatego Bóg dał Swego Syna, który stał się takim jak my, aby pokazać nam drogę i nas uratować. Taki więc był sens narodzin Chrystusa! W miarę, jak śnieżyca wyciszała się, człowiek uspakajał się i rozmyślał nad tą cudowną myślą. Lata wątpliwości i niewiary znikły jak przechodząca burza. Padł na kolana i modlił się swą pierwszą modlitwą: „Dzięki Ci, Boże, że przyszedłeś w ludzkiej postaci, aby wyciągnąć mnie z mroku i wskazać ratunek!”.


/Autor nieznany/