„Pewien człowiek szedł z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców… Pewien Samarytanin zaś, podróżując tędy, podjechał do niego i ujrzawszy, ulitował się nad nim.”
Ew. Łukasza 10:30;33
Nagłówki dzisiejszej gazety jerozolimskiej brzmiałyby pewnie „Rozbój na Pustyni Judzkiej – ratunek w ostatniej chwili!”. W odludnej okolicy jakiś człowiek zostaje napadnięty przez rabusiów. Okradają go, poważnie ranią, zostawiają na wpół martwego. Dwóch mężczyzn, kapłan i Lewita, zatem po których ranny mógłby spodziewać się pomocy, mijają go obojętnie. Mogliby być przykładem ówczesnej znieczulicy. Zatrzymuje się dopiero trzeci. Przerywa swoją podróż i aktywnie opiekuje się ofiarą rabunku. Opatruje jego rany, organizuje mu transport, pokrywa koszty leczenia. Nie do wiary, tym bardziej, że człowiekiem tym jest ktoś, kogo uważa się za poganina! Historię tę przytoczył Jezus w odpowiedzi na reakcję faryzeusza, który podważał uznanie każdego człowieka za swego bliźniego. Nie było to rzadkie podejście ani w tamtych czasach, ani w obecnych. Chętniej pomagamy osobom, które są tego samego wyznania, bliższych nam kulturowo, nam sympatycznych, czy według innych, subiektywnych kryteriów. Jezus uczy czegoś innego, powołując się na pierwsze przykazanie i dając przykład Swoim życiem i śmiercią na krzyżu. On nie dzielił ludzi na godnych, czy niegodnych miłości. Nie uciekajmy się do wymówek, gdy potrzeba komuś naszej dobroci.
„Prawdziwe współczucie to miłość w działaniu.”
/Joanie E. Yoder/